Cytat: |
Przestępca, któremu udowodniono winę, nie budzi tyle nienawiści, co posądzany na podstawie plotki artysta.
Artysta czy degenerat? Skandal w galerii Codice w Managui! Artysta z Kostaryki Giullermo "Habakuk" Vargas zapłacił dzieciom, by znalazły na ulicy bezpańskie zwierzę, przywiązał je do ściany galerii - i pies zdechł. Czy rzeczywiście? Od kilku dni opinia publiczna wstrząsana jest drastyczną historią: artysta zagłodził psa. Zapłacił dzieciom, by znalazły na ulicy bezpańskie zwierzę, przywiązał je do ściany - i pies zdechł. Miało to miejsce w galerii Codice w Managui w Nikaragui. Artysta nazywa się Guillermo Vargas, jest obywatelem Kostaryki, nosi przydomek "Habakuk". Po internecie krąży list, pod którym podpisały się tysiące osób z całego świata. Wzywa do bojkotu artysty i niedopuszczenia go do udziału w przyszłorocznym Biennale Sztuki Ameryki Środkowej w Hondurasie. Na forach leje się krew. Wegetarianie, weganie, obrońcy praw zwierząt chcą rozszarpać Vargasa. Inny Vargas, też artysta i też z Ameryki Łacińskiej, z rozpaczą błaga na swojej stronie internetowej, by nie mylić go z tym drugim i przestać dręczyć mailami oraz telefonami. Internet tak huczy od plotki, że w końcu dostaje się ona do polskiej prasy - o sprawie pisze "Dziennik", analizując wszelkie aspekty rzekomego czynu, informacja o okrutnym "artyście" pojawia się w portalu "Gazety". Nikt o Habakuku wcześniej nie słyszał. Nie szkodzi. Troska o to, by Kostarykanczyk nie pojechał w przyszłym roku na Biennale do Hondurasu staje się naszą narodową sprawą. Też wcześniej nie słyszałam o Habakuku - z wyjątkiem tego biblijnego - ale sądzę, że sprawa wygląda inaczej, niż widzi to większość internautów. Habakuk rzeczywiście znalazł na ulicy głodnego psa, rzeczywiście na czas wernisażu umieścił na wystawie, czyniąc wszystko, by myślano, że los psa jest mu obojętny. Co nie znaczy, że psa zabił. Wernisaż miał miejsce 16 sierpnia. Afera wybucha w październiku. Dlaczego? Bo we wrześniu "Habakuk" zostaje wybrany przez międzynarodowe jury jako jeden z siedmiu artystów z Kostaryki na Biennale w Hondurasie. Wybucha skandal. Dlaczego tylko siedmiu, dlaczego tak awangardowych? Na początku października gazeta "La Nación" wychodząca w San José w Kostaryce rozrabia sprawę Habakuka. W artykule artysta mówi dziennikarzowi enigmatycznie, iż dla niego nie ma znaczenia, czy pies żyje, czy nie, ważny jest problem bezdomnych psów, które włóczą się po ulicach i na które nikt nie zwraca uwagi, pozwalając im zdychać. Gazeta wnioskuje: pies nie żyje. Powołuje się na dziennik "Le Prensa" wychodzący w Nikaragui. Następnego dnia "La Prensa" ogłasza, że pies nie żyje, powołując się na... "La Nación". Ruszają do ataku internauci: "Habakuk" zabił. Dyrektorka galerii publikuje oświadczenie: pies był karmiony przez artystę, oprócz trzech godzin wernisażu; po wystawie chciała go przygarnąć, ale uciekł. Artysty bronią w listach selekcjonerzy Biennale oraz władze Muzeum Sztuk Pięknych w Kostaryce. Dlaczego sadzę, że mają rację? Oto przesłanki. Po pierwsze, nie ma żadnego świadectwa, że pies umarł, za to jest świadectwo, że uciekł. Po drugie, w "Habakuku" rozpoznaję znany gatunek artysty prowokatora. Z tym, że nie Katarzyna Kozyra z "Piramidą zwierząt" byłaby tutaj bliskim przykładem, ale Zuzanna Janin ze swoim sfingowanym pogrzebem, na który zaprosiła przyjaciół i znajomych. "Habakuk" też wpuścił ludzi w drastyczną, a nieprawdziwą historię. Udał, że głodzi psa. Osiągnął efekt, pokazał znieczulicę społeczną. Na wernisażu ludzie nawet podobno tańczyli. Zresztą muzyka, przy której tańczono, to był puszczony wstecz hymn sandinistów. Na to, że jest politycznym i społecznym prowokatorem, wskazują i inne jego prace. Ironiczny jest również pseudonim. Biblijny prorok Habakuk był to człowiek, jak wiadomo, zasadniczy, o obrazach i rzeźbach wypowiadał się krótko: "Bałwany nieme". Guillermo "Habakuk" Vargas pewnie nie jest największym kostarykańskim artystą. Raczej jednym z wielu, który przy pomocy inteligentnych, choć pewnie niewiekopomnych sztuczek obnaża społeczne przywary. Zgadzam się, że trzymanie wycieńczonego psa na wystawie nawet przez godzinę jest problematyczne, ale na pewno nie jest morderstwem. Myślę, że ciekawsze niż to, co zrobił, jest to, jak na to zareagowano. Po pierwsze, obudzony został stereotyp artysty zwyrodniałego. Przestępca, któremu udowodniono winę, nie budzi tyle nienawiści, co posądzany na podstawie plotki artysta. Fora internetowe pokazują to wyraziście - odżywa stary przesąd, którym obywatel podreperowuje swoje nadszarpnięte ego: jak zdrowe byłoby nasze społeczeństwo, gdyby nie wyzuty z moralności artysta, degenerat, który psuje nam naszą normalność! Po drugie, zadziwiająco sadystyczną wyobraźnię mają obrońcy praw zwierząt. Przy tym, co proponują zaaplikować "Habakukowi", tortury Azji Tuhajbejowicza to łaskotki: "osobiście proponuję, żeby ktoś zmasakrował Vargasowi gębę i wsadził kosę pod żebra gdzieś w ciemnej bramie"; "wbić pieprzonego Vargasa na pal, a do gęby wcisnąć mu garść wściekłych korników"; "sfilmować go podczas zbiorowego gwałtu analnego"; "sama najchętniej przywiązałabym go bez jedzenia i picia i niech zdycha na oczach ludzi. Tym zwiedzającym zrobiłabym to samo. Mój tata podziela to zdanie". Obrona zwierząt to zadanie szlachetne, czasem trzeba jednak wystąpić w obronie homo sapiens. Nawet jeśli jest artystą. Źródło: Gazeta Wyborcza |