Cytat: |
Umrzeć po szwajcarsku
Witamy w świecie komfortowego samobójstwa Zurych staje się europejską stolicą śmierci. Pomoc w samobójstwie bez zbędnych pytań oferują już dwie prywatne organizacje, jedna sprzedaje śmierć także obcokrajowcom. Od stycznia wspomagane samobójstwo możliwe jest także w szpitalu. Nadchodzi "cywilizacja śmierci". Johann K. zmarł 6 stycznia. Miał azbestozę płuc, z bólu trudno mu było zakładać marynarkę. Nie chciał dalej żyć, więc postanowił wyjść śmierci naprzeciw. Wsiadł w samolot do Zurychu, na miejscu zjadł pożegnalny lunch, a po południu wypił roztwór pentobarbitalu sodu. Nazajutrz jego trumna była już w drodze do rodzinnego miasta w Niemczech. Człowiek, który podał mu truciznę, siedzi przede mną w czarnym skórzanym fotelu. W hotelowym lobby z resztkami świątecznych dekoracji siwy starszy pan wygląda trochę jak spóźniony Święty Mikołaj. Ale Ludwig Minelli nie przynosi zwykłych prezentów. Za sprawą tego 73-letniego prawnika Zurych jest dziś nazywany europejską stolicą śmierci. Jego organizacja działa od siedmiu lat. Dignitas jest jednym z dwóch stowarzyszeń non profit, które oferują śmierć na żądanie. Pomoc w samobójstwie jest w Szwajcarii całkowicie legalna, miejscowe prawo nie wymaga też, by chętny był śmiertelnie chory. Wystarczy trwała chęć rozstania się z tym światem. - Prawo do wspomaganego samobójstwa to prawo człowieka. Pisał o tym Tomasz Moore - rzuca Minelli. Dignitas znaczy "godność", a Minelli uważa się za dobroczyńcę niosącego wybawienie od upadlającej agonii. Członków stowarzyszenia kosztuje to niespełna 700 euro, ludzi z ulicy - jak twierdzą poważne źródła w Zurychu - średnio pięć tysięcy. Dignitas pomogła w samobójstwie już kilkuset osobom. Ilu dokładnie? - Do połowy zeszłego roku zmarło u nas 450 osób. Ale nie mamy czasu na statystyki - wyjaśnia Minelli. Dyrektor Dignitasu wie, że liczby są porażające - przez ostatnich 10 lat liczba wspomaganych samobójstw wzrosła w Szwajcarii aż dziesięciokrotnie. Zmęczeni życiem, często schorowani ludzie ciągną do Zurychu z całej Europy, bo Dignitas świadczy swoje usługi także obcokrajowcom i nie zadaje zbędnych pytań. Wśród 5300 członków stowarzyszenia są ludzie z 52 krajów świata, w tym dwie osoby z Polski. Na 138 osób, którym Minelli pomógł się zabić w ubiegłym roku, było 78 Niemców i 12 Brytyjczyków. W Europie działa już turystyka samobójcza. Dignitas działa jak szwajcarski zegarek. - Nocleg w hotelu zwykle nie jest konieczny - mówi Minelli. Dyrektor Dignitasu sam odbiera swoich klientów z lotniska lub dworca. Ostatni raz pyta, czy na pewno chcą umrzeć, potem wiezie samobójcę do lekarza, który po obejrzeniu zaświadczeń o chorobie wypisuje środek na epilepsję z dużą zawartością pentobarbitalu sodu. Minelli szybko realizuje receptę. Samobójca je pożegnalny posiłek z rodziną. Herbata w pokoju śmierci Minelli lubi spełniać ostatnie życzenia. Uwielbia wdzięczność w oczach ludzi, którzy wyczekują śmierci. Dwa lata temu pomógł się zabić 80-letniej Niemce chorej na stwardnienie zanikowe. Przed śmiercią chciała pójść do restauracji, więc wybrał najlepszą w mieście, zjedli grillowane grzyby i popili dwoma kieliszkami drogiego wina. - Namawiałem ją, by zamówiła na deser tort bezowy. Ale nie chciała - wspomina Minelli. Pod koniec dnia wszyscy samobójcy trafiają pod ten sam adres - Gertrudstrasse 84. Minelli najwyraźniej lubi to miejsce. - Jedźmy. Nie mogę się powstrzymać - mówi, godząc się na pokazanie nam ,pokoju śmierci". Wsiadamy do tego samego czerwonego auta, którym Minelli wozi swoich samobójców w ostatnią podróż. Wkrótce jesteśmy na miejscu. Dzielnica przypomina Holandię: schludne, wysprzątane odkurzaczem uliczki, niebieskie okiennice, nowoczesne, kolorowe bloki. Stajemy pod szaroburą plombą z lat 60. z ciężkimi, kremowymi roletami. Należy do krewnych Minellego. To od nich wynajął swój lokal. - Tych pomieszczeń nie widział żaden dziennikarz - mówi szef Dignitasu w mieszkaniu na parterze. Tu umierają obłożnie chorzy. Razem z fotoreporterem wchodzimy do windy. - Jakiej herbaty się panowie napiją? Jaśminowej, japońskiej, zielonej czy nepalskiej z trawami? - pyta Minelli w kawalerce na czwartym piętrze. Na środku okrągły stół ze świecą. Na krześle pod ścianą sprzęt grający z płytą CD "Relaksujące sny", dwa kroki dalej łóżko z szafką nocną. To na niej pomocnik Minellego stawia szklankę z zabójczym koktajlem - prócz trucizny samobójca dostaje środek nasenny i przeciwwymiotny. Jeśli trzeba, także kilka kostek szwajcarskiej czekolady, by nie zwrócił bardzo gorzkiej mieszanki. Asystent filmuje moment, gdy samobójca przechyla szklankę z trucizną. To dla policji, by mogła się upewnić, że denat zabił się sam. Ludzie sparaliżowani naciskają specjalne urządzenie, które wstrzykuje truciznę. Wkrótce potem samobójca zasypia i po mniej niż godzinie umiera. Pentobarbital prowadzi do komy, a następnie uduszenia. Po stwierdzeniu śmierci Dignitas dzwoni każdorazowo po policję. - Jeśli zachoruję na raka, też wybiorę tę drogę - zapewnia Minelli. Chętnie pozuje do zdjęć obok łóżka. Śmieje się i powtarza żart o kanclerz Merkel, która nie znała różnicy między brutto i netto. Opowiedział go niedawno samobójczyni z Bawarii. Tu, w pokoju śmierci. Umrzeć jak Szwajcar Poza tabliczką z napisem Exit nic nie zdradza tego, co się dzieje w schludnej willi na przedmieściach Zurychu. Wewnątrz budynek wygląda jak połączenie biura z prywatną przychodnią - dyskretny personel w czarnych garniturach, swetrach i garsonkach. Exit od 23 lat pomaga w samobójstwach Szwajcarom. Tylko Szwajcarom. W willi znajdują się przede wszystkim kartoteki - miejscowi wolą popełniać samobójstwa we własnych domach lub w ośrodkach opieki. Ale i tu, dwa kroki od miejsca, gdzie stoję, jest pokój śmierci. Korzysta z niego około 10 osób rocznie. Na pierwszy rzut oka jasny pokój robi lepsze wrażenie niż nora Minellego, ale gdy zna się jego przeznaczenie, uczucie mdlącego niepokoju jest dokładnie to samo. - Wczoraj wieczorem zmarła tam starsza pani - mówi Hans Muralt, dyrektor Exitu. Muralt wierzy w sens śmierci na życzenie. - Na przykład chorzy na raka czują się o wiele lepiej, kiedy wiedzą, że w razie wielkiego bólu mogą do nas przyjść - mówi Muralt. Do stowarzyszenia zapisało się już ponad 60 tysięcy osób. Co roku płacą symboliczną kwotę - 35 franków, równowartość około 100 złotych. Jeśli się zdecydują na samobójstwo, muszą już tylko uzgodnić termin i dopłacić 200 euro. Od 2003 roku Exit pomógł się zabić 600 osobom. Bezpośrednim kontaktem zajmują się wolontariusze, których bliscy cierpieli przed śmiercią. W przeciwieństwie do Dignitasu Muralt nie przyjmuje ani obcokrajowców, ani ludzi z ulicy. - Proces rozpatrywania prośby trwa minimum kilka tygodni, zwykle kilka miesięcy, a często ponad rok. Nasi wolontariusze dobrze znają pacjentów - zastrzega Muralt. Exit niezmiernie rzadko umożliwia samobójstwo osobom chorym psychicznie. Kim są członkowie stowarzyszenia? Średnia wieku to 72,5 roku, najczęściej zgłaszają się protestanci z kantonów, gdzie większość stanowi ludność miejska. Katolików jest trzy razy mniej. 80 procent samobójców to ludzie śmiertelnie chorzy albo bardzo starzy, "pozbawieni wszelkiej chęci do życia", jak mówi szef Exitu. Pozostałe 20 procent to ,inne przypadki". Muralt jest bardzo krytyczny wobec konkurencji z Dignitasu, ale Exit też ma na koncie kilka niejasnych zgonów. W 1998 roku organizacja ułatwiła samobójstwo mężczyźnie z początkami choroby wieńcowej, choć mówił, że przyczyną jego decyzji jest depresja. Z pomocą Exitu zabił się także zdesperowany muzyk, który nagle stracił słuch. - W różnych kulturach jest do tej sprawy odmienne podejście. Proszę pamiętać: naszym jedynym obowiązkiem jest ustalić, czy dana osoba ma trwałą wolę odejścia - mówi Muralt. Od czasu tych przypadków Exit ma się jednak na baczności. Na tropie Minellego Zabytkowy pałacyk prokuratury w Zurychu mieści się przy małej, stromej uliczce w centrum miasta. Antyczne drewniane biurko jest pokryte stosem dokumentów, które uzbierały się przed rozpoczynającym się właśnie weekendem. Prokurator Andreas Brunner to jeden z najpotężniejszych ludzi w mieście bankierów - przez jego ręce przechodzą sprawy dotyczące prania brudnych pieniędzy z całego świata. Ale nie tylko. Brunner wierzy w słuszność legalizacji wspomaganego samobójstwa, bo - jak mówi - ta idea jest akceptowana przez Szwajcarów. Ale prokurator wolałby ograniczyć wybujałą swobodę. - Taksówkarze w Zurychu są pod większą kontrolą niż organizacje ułatwiające samobójstwa - mówi Brunner, wręczając mi swój projekt nowego prawa, które zakazuje pomagania w samobójstwie obcokrajowcom. Obawia się o reputację i honor Szwajcarii. Głównym problemem jest Dignitas. Po kilku przypadkach samobójstw obcokrajowców, którzy nie cierpieli na śmiertelne choroby, władze szwajcarskie znalazły się pod ostrzałem obcych rządów, a europejska prasa zaczęła pisać o Zurychu jako stolicy śmierci. W 2003 roku u Minellego samobójstwo popełniło brytyjskie małżeństwo, któremu zabrakło woli życia. Bob Stokes, 59 lat, cierpiał na epilepsję, a jego żona Jenny, 53 lata, na cukrzycę i bóle krzyża. Jednak Minellemu najbardziej zaszkodziła sprawa z maja ubiegłego roku. W kawalerce przy Gertrudstrasse zabiła się 69-letnia Niemka chora na raka wątroby. Po sekcji zwłok w Niemczech okazało się jednak, że była zdrowa jak ryba. Przed śmiercią namówiła niemieckiego lekarza na wystawienie fałszywego zaświadczenia o chorobie, twierdząc, że chce ubiegać się o rentę. Zamiast do kasy chorych pojechała jednak do Zurychu. To nie koniec horroru. Szwajcarski lekarz, który na podstawie zaświadczenia przepisał Niemce truciznę, nagle popełnił samobójstwo u Minellego. - To nie były wyrzuty sumienia - zapewnia szef Dignitasu. - Doktor cierpiał na bardzo złośliwy nowotwór mózgu. - Sami zadajemy sobie pytanie, jak to się dzieje, że Minelli nie jest jeszcze w więzieniu - zastanawia się szef Exitu Hans Muralt. Ale prokuratura nie może oskarżyć nikogo o podanie trucizny zdrowemu człowiekowi. Kodeks nakłada tylko jedno ograniczenie - za aktem pomocy samobójcy nie może stać żaden "motyw egoistyczny". Jak dotąd Brunner nie znalazł twardych dowodów na to, że Dignitas zarabia na śmierci, ale prokuratura gromadzi materiały. Na podstawie informacji od byłych członków stowarzyszenia wiadomo, że w niektórych przypadkach Minelli pobierał po pięć tysięcy euro. Niemiecka telewizja oskarżyła go o przyjęcie czeku na 60 tysięcy euro, ale nikt nie złapał Minellego z walizką pieniędzy. Niezrażony podejrzeniami szef Dignitasu rozwija tymczasem swoją działalność. Jedna trzecia jego klientów to obywatele niemieccy, więc w październiku otworzył biuro informacyjne w Hanowerze. Triumf pana Merza Szpital uniwersytecki kantonu Vaud w Lozannie przypomina standardem dobry hotel. Od stycznia jest pierwszą placówką służby zdrowia na świecie, która dopuszcza wspomagane samobójstwa. - Po dwuletniej dyskusji zdecydowaliśmy, że wpuścimy do nas Exit, ale tylko do tych pacjentów, którzy bardzo chcą umrzeć, a nie mogą wrócić do domu - mówi dyrektor szpitala Jean-Blaise Wasserfallen. Prawnik szpitala podkreśla, że jego personel nie będzie pomagał w samobójstwie. - Lekarzy i pielęgniarki obowiązuje przysięga Hipokratesa - mówi. Inaczej niż w Zurychu, w Lozannie droga do śmierci na życzenie jest długa i trudna, prowadzi przez opiekę paliatywną, pomoc psychiatryczną i długie rozmowy z lekarzami. - Zgodzimy się tylko wtedy, gdy będzie to ostateczny akt miłosierdzia wobec pacjenta. Nie chcemy, by ludzie zgłaszali się do nas tylko po to, by domagać się pomocy w samobójstwie - zastrzega Wasserfallen. Jak na liberalną Szwajcarię, gdzie pomoc w samobójstwie nie tylko jest dozwolona, ale nikogo już nie szokuje, ostatnia zmiana prawa wydaje się niewielkim krokiem. A - mimo starań i wrażliwości lekarzy z Lozanny - wcale tak nie jest. Po wejściu do szpitali śmierć na życzenie przestaje być już tylko produktem cywilizacji industrialnej stosowanym dyskretnie w prywatnych domach, umieralni Ludwiga Minellego czy schludnym pokoju w willi na przedmieściu Zurychu. Samobójstwo z pomocą bliźniego stało się akceptowaną życiową opcją dostępną dla wszystkich. W szpitalu w Lozannie spotykam człowieka, który na pewno z niej nie skorzysta. Rudolf Merz przypomina ufoludka. Sparaliżowany od dziecka przez polio jest niemal zrośnięty z wózkiem. W szpitalu spędził 56 lat, praktycznie całe życie. Żyje dzięki aparatom tlenowym, strzykawkom i plastrom, porusza się na elektronicznym wózku, mówi przez głośnik. Wydawałoby się - idealny kandydat. Obok łóżka pana Merza ćwierkają papużki w klatkach. - Najbardziej lubię jeździć do kafeterii, patrzeć na ludzi i pić kawę - mówi metalicznym głosem, błyskając przy tym oczami. Merz ma do pomocy dwie pielęgniarki, a codzienna opieka nad nim to ciężka praca. - Będę teraz miał komputer. Już go przywieźli. Będę mógł chodzić po Internecie - mówi. Jego matka codziennie pojawia się w szpitalu, by pomagać w pielęgnacji syna. Żadne z dwojga nie ma zamiaru popełniać samobójstwa. Marek Rybarczyk, Zurych, Lozanna "Przekrój" |
Czulu napisał/a: |
Miłujacy czy dopuszczasz mozliwosc ze nie wszyscy wierza w Twojego Boga ? |
Czulu napisał/a: |
Zreszta imo z tym podporzadkowywaniem zycia dogmatom religijnym to ja bym byl ostrozny. Aztekowie w imie swoich bogow spuszczali sobie krew z genitaliow i urzadzli masowe orgie mordowania. Jak mi udowodnisz ze to Ty masz racje a nie oni ? |
Milujacy Prawde napisał/a: |
a jestem jedynie Świadkiem Jehowy, to co robię, to świadczę o Nim. |
Cytat: |
Na ogół uważa się, że religia krzewi miłość[...] |
Cytat: |
Sam, Czulu, dostrzegłeś ważną prawdę – iż to, co religie w większości przypisują Bogu – dotyczy ich boga – bezwartościowego bóstwa.
Ten jedyny prawdziwy z ich zrozumieniem i czynami nie ma nic wspólnego |
Czulu napisał/a: |
Dlatego nie masz zadnego prawa odbierac ludziom praw naturalnych nawet jesli sa one sprzeczne z prawami twojej religii. Jedyne do czego masz prawo to informowanie ich o swoich pogladach - glupota nie jest prawem zakazana. |
Milujacy Prawde napisał/a: |
Sam bardzo mocno pokazujesz jak niewłaściwe zrozumienie religii posiadasz.
Gdzie jest ten moment, że czynię tak jak napisałeś? |
Cytat: |
Prawdziwy Bóg, ten jedyny prawdziwy - z dużej litery.
Fałszywe bożki, fałszywi bogowie - z małej litery |
Cytat: |
Nie ma żadnych podtekstów |
Cytat: |
Uciekasz raczej od tematu rozmowy |
Czulu napisał/a: |
Jak rozumiem dla swego pojomowania prawdy potrzebujesz nowego pojecia - "Prawdy". I slusznie, bo ta Prawda z prawda nie ma wiecej wspolnego niz losowo wytypowana koncepcja z ksiazki o historii filozofii. |